środa, 24 lutego 2016

Witam

Nie dosyć, że po takim czasie... To jeszcze bez rozdziału. Zabijcie mnie x)
Pragnę poinformować, że biorę się za lekkie odświeżenie poprzedniego opowiadania, a zaraz potem dokończenie "Przyjaciół poznajemy w biedzie" . Od dziś pisze jednak na wattpad.com, zapraszam serdecznie. Od teraz kryję się pod "CaptainDango", mam nadzieję, że mimo upływu czasu wciąż będziecie ze mną ;)

Pozdrawiam serdecznie, Dango.

niedziela, 8 czerwca 2014

Kruk

Witam, dosyć dawno mnie tu nie było, cóż... czasem tak bywa. Napisałam nieco więcej w swoim zeszycie, rozdziały są dłuższe, weny nieco przybyło. Nie wiem jednak czy ktoś jeszcze w ogóle tu zagląda i czy będzie to czytał. Jeśli tak byłabym wdzięczna o danie jakiegoś znaku, może być nawet proste "czytam". Jeśli nie... wiele historii mam w swoim pamiętniku, zeszytach... Jeśli one mogą być tylko i wyłącznie dla mnie to ta  także.  Jeśli dacie mi znak nowe notki zaczną pojawiać się już na początku wakacji, ewentualnie po egzaminach zawodowych, które kończą się 16 czerwca. To jak? ;)

Jeśli macie jakieś pytania odnośnie mnie, czy też opowiadania zapraszam serdecznie, chętnie odpowiem http://ask.fm/KellyGold

A w nowych rozdziałach:
1. Taniec
2. Kłótnia
3. Pocałunek
4. Przyjaźń
5. Walka na poduszki.
I wiele, wiele więcej...

Ciao

niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 4

Rozdział 4
    Odkąd przybyła do Mystic Falls minęło dziewięć dni. Dziś był piątek, dzień przyjęcia u Mikaelsonów, które Kol zorganizował, aby powitać ją w domu. Mimo że z początku planował bal za jej namową zgodził się przygotować zwyczajną imprezę, na którą zaprosił jedynie istoty nadprzyrodzone, w tym także Tylera. Cieszyła się, że zaprosił jej byłego chłopaka, zamierzała mu dopiec. 
    O godzinie dziewiątej zaczęła przygotowania choć przyjęcie zaczynało się o dwudziestej pierwszej, a ona i tak zamierzała się spóźnić. Wzięła długą, relaksującą kąpiel z masażem, a następnie nasmarowała całe ciało różanym balsamem. Wykorzystując prezent od Bennett, małą fiolkę z silnie pachnącym lawendą płynem, zmyła z głowy całą farbę, więc na jej ramiona spływały jasne, nieco falowane włosy. Uśmiechnęła się delikatnie do swego odbicia, kochała naturalny kolor, a ruda była tylko i wyłącznie dlatego, by nikt nie poznał jej, gdyby pojawił się we Francji lub ona postanowiła podróżować.  Włożyła krótkie, czarne szorty, białą koszulkę ze złotą sową i rozpoczęła makijaż, jasny podkład i puder, szary cień do oczu, kredka, tusz wydłużający i podkręcający. W zamyśleniu podeszła do szafy, z której wyjęła ciężką, zdobioną szkatułę ze starego drewna, którą na urodziny dostała od Kola. Wyjąwszy z niej biżuterię i założywszy małe, srebrne kolczyki z moldawitem w odcieniu trawy oraz naszyjnik z pająkiem, z półprzezroczystego jadeitu cesarskiego o głębokim kolorze butelkowej zieleni, najdroższego kamienia świata. Po chwili zawahania włożyła także pierścionek z jedenastokaratowym  brylantem, w kształcie serca, który Katherine dwa lata temu nazwała zaręczynowym.
-Dziś możesz być zaręczynowy- mruknęła pod nosem i roześmiała się wyobrażając sobie miny starych przyjaciół. Wyjęła z szafy czarną torebkę, do której spakowała koszulę nocną, czarną, obcisłą, koronkową sukienkę do połowy uda i zwyczajne jeansowe spodnie. Kochała swoją torebkę, która mimo że nie była jakoś specjalnie wielka, była bardzo obszerna. Zeszła do kuchni, gdzie zaraz zjadła jajecznicę ze szpinakiem i po kubku mocnej kawy napiła się krwi. Z westchnieniem spojrzała na siedzącą na przeciw niej Katherine. Kręcone włosy były rozpuszczone, granatowe spodnie podkreślały nogi, a turkusowa tunika wiązana pod biustem czarną wstążką dopełniała stroju. 
-I jak?- spytała Forbes z łobuzerskim uśmiechem. Towarzyszka spojrzała na nią długo oceniając wzrokiem.
-Znakomicie, widzę, że pierścionek zaręczynowy- wytknęła jej z kpiną.
-Naturalnie, w końcu wiesz... Caroline wyjechała i nie próżnowała we Francji.- Podniosła się ze swojego miejsca i ukłoniła się lekko przed nią.- Myślisz, że te czarne, wysokie?
-Nie, myślę, że koturny z ćwiekami- odpowiedziała starsza z wampirzyc.- Te wysokie założę ja- dodała pogodnie.
-Dzięki- zaśmiała się blondynka.
~
-Idealnie- stwierdził Kol, gdy przeglądała się w lustrze robiąc ostateczne poprawki. Poprawiła włosy i makijaż, usta pomalowała ciemnoczerwoną szminką i założyła skórzaną, czarną kurtkę z ćwiekami.
-Katherine- zawołała melodyjnie i spojrzała w stronę schodów. Szatynka pojawiła się przy niej bezszelestnie i spryskała ją różanymi perfumami wywołując jej śmiech.- Nie o to chodziło, ale dziękuję...- oznajmiła z uśmiechem i podała dziewczynie czarną kurtkę ze skóry ekologicznej.
-Komu w drogę, temu czas- zauważył młody Mikaelson. Wpuścił je na tylne siedzenie limuzyny, a sam zajął miejsce kierowcy.
-Kto przyjmuje gości?- zagadnęła go blondynka po chwili ciszy.
-Niklaus- odpowiedział śmiejąc się.
-Uroczo- wtrąciła Pierce czym wywołała głośniejszy śmiech.
***
Zapraszam na http://lilianna-tvd.blogspot.com/

środa, 1 maja 2013

Rozdział 3

  Notka ze specjalną dedykacją dla Pauliny Jasiak ^^
___

Rozdział 3
    Chłopak odsunął fioletowe zasłony i wpuścił do salonu ciepłe promienie słońca. Rudowłosa nastolatka zamruczała z niezadowoleniem i przecierając oczy podniosła się z niewygodnej kanapy, na której spała wraz z przyjaciółką.
-Która godzina?
-Wczesna- odparł od razu beznamiętnym głosem. Zamrugała i spojrzała na niego marszcząc lekko brwi. 
-Kurcze- mruknęła rozglądając się po pomieszczeniu, dopiero zauważyła, że nie jest w swoim małym, błękitnym pokoju, w domu, który wynajmowała z "siostrą".- Myślałam, że to tylko sen.- W odpowiedzi zaśmiał się cicho, z goryczą i znalazł przy niej bezszelestnie.- Miałeś mi opowiedzieć po co tu jestem- przypomniała.
-Nie przy niej- odpowiedział od razu i dłonią wskazał śpiącą mulatkę.  W milczeniu pokiwała głową i pociągnęła go na górę, by zamknąć za nimi drzwi od swojego pokoju, który mimo upływu czasu nic się nie zmienił. 
-W takim razie mów teraz.- Usiadła przy biurku i obserwowała chłopaka ze spokojem.
-Jestem najsłabszym ogniwem- zaczął z kpiną.- Lockwood tak stwierdził, a twoi kochani przyjaciele go słuchają więc możesz być pewna, że jak tylko zaczną polowanie na pierwotnych pójdę na pierwszy ogień- poinformował dziewczynę. Mimo rozbawienia wymalowanego na twarzy brązowe oczy były całkowicie poważne.- Przypomnij mi, dlaczego nie chcesz bym go zabił?
-Jeśli chcesz się wpasować nie możesz zabijać, Kol- mruknęła karcąco.
-Tak, pewnie. Lepiej, żeby to mnie zabili- zauważył.
-Do tego nie dopuścimy.- Oboje usłyszeli głos, melodyjny, lecz spokojny i oboje doskonale wiedzieli do kogo należy, pomimo że nikogo nie widzieli.
-Witaj, Katherine.- Rudowłosa przywitała się z łobuzerskim uśmiechem, podczas gdy Kol podniósł się z łóżka i otworzył okno podkreślając tym samym, że rozmowa zakończona.
-Jeszcze w piżamie, Alison?- odparła szatynka od razu. Forbes spojrzała na gościa z lekkim uśmiechem. Dziewczyna była średniego wzrostu, włosy, ciemne i kręcone po raz pierwszy odkąd ją znała spięte były w wysoką kitkę, a oczy, duże i brązowe podkreślone czarną kredką, miała na sobie szare, obcisłe spodnie, tego samego koloru kurtkę oraz niesamowicie niebieską bluzkę, na której widok oczy dziewczyny nazwanej "Alison" zaświeciły się z radości, by zaraz zabłysł w nich gniew.
-Cholerna złodziejka!- krzyknęła rzucając się na gościa, który zwinnie zrobił unik.
-Wyluzuj.- Wampirzyca roześmiała się cicho, doskonale przewidziała jej zamiary.
~
   -Mówiłeś, że dokąd jadę, Kol?- spytała,  głos zadrżał nieznacznie od powstrzymywanego chichotu.
-Do Paryża, Caroline- powtórzył cierpliwie.- Od dziś jesteś Alison Pierce, przyrodnia siostra Katherine- dodał. Tym razem już nie powstrzymywała chichotu, przytuliwszy się do chłopaka roześmiała się w głos.
-Jakoś tego nie widzę i to wcale nie przez charakter, Katherine- stwierdziła uspokoiwszy się.
-W takim razie przez co? 
-Nie lubię ucie...- wyjaśniła.
-To nie jest ucieczka, tłumaczyłem ci już- przerwał jej gwałtownie.- Jedziesz by odzyskać siebie, poznać się na nowo i zrozumieć, że naprawdę go kochasz.
-Kogo?- spytała zaskoczona.
-Wsiadaj już, Ali- odprawił ją bez odpowiedzi.
~
Siedziała leniwie na śnieżnobiałej pościeli w swoim małym, błękitnym pokoju. Wraz z Katherine wykupiły dom w Paryżu i bawiły się razem całkiem nieźle. Gdy dostosowała się do tego, że nie ma żadnych zasad polubiła "siostrę".  Przymknęła oczy rozczesując poplątane, dopiero co wysuszone, rude włosy, gdy znienacka przemyślenia przerwane zostały przez głośne trzaśnięcie drzwiami.
-Alison.- W pomieszczeniu pojawiła się szatynka w dłoni dzierżąc niesamowicie drogą, klasyczną gitarę. Miała na sobie czarne rurki i fioletową koszulkę z głębokim dekoltem.- Koncert zaczyna się za chwilę, jesteś gotowa?
-Już, już- wymamrotała niechętnie. Wstała z łóżka i podeszła do lustra, podziwiała swoje odbicie. Kilka minut wcześniej założyła ciemne spodnie oraz agresywnie zieloną koszulkę, więc teraz włożywszy glany i czarną kurtkę z ćwiekami była gotowa do wyjścia.- W drogę Kathy.- Zaśmiała się widząc niechętny wyraz twarzy sobowtóra. 
    Wieczór był długi i męczący, jednak zapamiętała tylko jedno. Na scenie pojawiły się nie tylko one, lecz także mężczyzna, brązowowłosy, o wysportowanej sylwetce, młodej twarzy i znajomym uśmiechu. Patrząc na nie śpiewał piosenkę, której wtedy nauczyła się na pamięć, lecz najbardziej trafiło w nią zakończenie i zdjęcia, które pojawiły się na wielkim ekranie nad sceną, zdjęcia Niklausa... przygryzła wargę nucąc cicho wraz z wykonawcą.
Czy mi to kiedyś wybaczysz?
Działałem tak nieporadnie. 
Czy to dla Ciebie coś znaczy 
Że kocham Cię jak Irlandię? 

A Ty się temu nie dziwisz, 
Wiesz dobrze, co byłoby dalej, 
Jak byśmy byli szczęśliwi, 
Gdybym nie kochał Cię wcale, Cię wcale.
 *


Gdy zszedł ze sceny już czekała na schodach, a gdy objął ją mocno i przyciągnął do siebie uśmiechnęła się delikatnie. Nawet nie wiedziała, że tak bardzo za nim tęskniła, za swoim prywatnym bohaterem!
-Dobry wieczór, Caroline- witając się obdarzył ją zawadiackim uśmiechem.
-Witaj znów, Kol- odpowiedziała pocałowawszy go w policzek.- Wybacz, teraz my- dodała. Wchodząc na scenę puściła mu oko.
Ty masz mnie za głupią dzikuskę
Lecz choć cały świat zwiedziłeś, zjeździłeś wzdłuż i w szerz 
I mądry jesteś tak, że aż słów podziwu brak 
Dlaczego powiedz mi tak mało wiesz ? 
Mało wiesz..

Na lądzie gdy rozglądasz się lądując 
Chcesz wszystko mieć na własność nawet głaz 
A ja wiem, że ten głaz ma także duszę, imię ma i zaklęty w sobie czas. 
Ty myślisz, że są ludźmi tylko ludzie, których ludźmi nazywać chce Twój świat 
Lecz jeśli pójdziesz tropem moich braci - dowiesz się największych prawd, najświętszych prawd. 

Czy wiesz czemu wilk tak wyje w księżycową noc i czemu ryś tak zęby szczerzy rad? 
Czy powtórzysz te melodie co z gór płyną? 
Barwy, które kolorowy niesie wiatr. 
Barwy, które kolorowy niesie wiatr. 

Pobiegnij za mną leśnych duktów szlakiem, spróbujmy jagód pełne słońca dni. 
Zanurzmy się w tych skarbach niezmierzonych i choć raz o ich cenach nie mów mi. 
Ulewa jest mą siostrą, strumień bratem, a każdy z żywych stworzeń to mój druh. 
Jesteśmy połączonym z sobą światem, a natura ten krąg życia wprawia w ruch. 
Do chmur każde drzewo się pnie, skąd to wiedzieć masz, skoro ścinasz je. 

To nie tobie ptak się zwierza w księżycową noc, lecz ludziom wszelkich ras i wszelkich wiar. 
Chłonącym te melodie co z gór płyną 
Barwy który kolorowy niesie wiatr 
Możesz zdobyć świat, lecz to będzie tylko świat (tylko świat)
Nie barwy, które niesie wiatr.
**

Śpiewała z promiennym uśmiechem, oczy błyszczały, a towarzysząca jej na scenie Katherine Pierce wprawnie grała na gitarze uśmiechała się także, lecz jej oczy uważnie obserwowały otoczenie, szukała potencjalnej przekąski.


____
Witajcie, na dziś koniec, miało być więcej, ale zdrowie upadło i gorączka nieco mnie rozprasza :( 
Piosenki z tekstu to:
* Kobranocka- "Kocham cię jak Irlandię"
** Edyta Górniak- "Kolorowy wiatr".
Następna notka jeszcze w tym tygodniu :)

niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 2

Rozdział 2
-Gdybyś we śnie kiedykolwiek poczuła, że oczy moje nie patrzą na ciebie z miłością, wiedz, żem żyć przestał- wyszeptał pod nosem blondyn w odpowiedzi na jej "zarzuty". Zaskoczona zakrztusiła się drinkiem i wbiła w niego nieco załzawiony wzrok.
-Ogarnij się.- Kol zachichotał jej do ucha za co gwałtownie oberwał w ramię. Z prychnięciem podał jej deser lodowy wbijając łyżeczkę we własny.- Przemoc, wszędzie przemoc- mruknął. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się z kpiną.
-Może i przemoc,lecz ty, kochanie przytemperowałeś temperament- stwierdziła.- A to znacznie gorsze niż przemoc, bardzo lubiłam tamtego Kola- poinformowała go pogodnym tonem. Spróbowała swojego deseru i wzdrygnęła się niezadowolona, bynajmniej nie przez to, że był o smaku whisky, uwielbiała lody z alkoholem. Do Mystic Grill wpadł Tyler Lockwood, a jego emocje wyczuwał najprawdopodobniej każdy. Przechyliła głowę i ukryła włosy pod obszernym kapturem bluzy, domyślała się co zaraz nastąpi.
-Elena!- zawołał i zjawił się szybko przy stoliku dziewczyny.- Caroline jest w mieście, wygląda jak nie ona i zachowuje się jak nie ona- wydusił z siebie z wahaniem, biegł w ludzkim tempie, więc pewnie zmęczyło go kontrolowanie prawdziwej natury.
-Jak to?- Wielkie, brązowe oczy spojrzały na niego  z niedowierzaniem, jego słowa wywołały wielkie poruszenie przy stoliku i tylko mulatka, Bonnie Bennett milczała rozglądając się uważnie po wnętrzu baru.  Wypatrzyła przy barze Mikaelsonów, a pomiędzy nimi drobną zakapturzoną postać. Podniosła się szybko i gdy zaskoczeni informacją szeptali pomiędzy sobą ruszyła w stronę trzech postaci.
    Rudowłosa drgnęła lekko, gdy na jej ramieniu wylądowała drobna dłoń, która wywołała nieznaczne mrowienie, tak, z pewnością młoda wiedźma nie należała do słabych. 
-Caroline- wyszeptała, a dziewczyna machnęła dłonią na młodego Mikaelsona, który przesiadł się o jedno miejsce pozwalając mulatce usiąść pomiędzy nimi.- Przyjechałaś- dodała radośniejszym głosem choć była zaniepokojona.
-Nie opuszczam bliskich w potrzebie- mruknęła beznamiętnie. Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na siedzącą przy niej wiedźmę, były przyjaciółkami, odkąd tylko pamiętała. Polegała na niej jak na własnej siostrze i nigdy nie żałowała, że przed wyjazdem powiedziała jej o tamtej nocy.- Jak się trzymasz po śmierci Matt'a?- spytała po chwili z wahaniem.
-Nie jest źle, przeważa irytacja- odpowiedziała ze spokojem.
-Jak to?- Zamrugała ze zdziwieniem.
-Nie będziemy już paniom przeszkadzać- oznajmił Klaus z szarmanckim uśmiechem i wraz z Kolem opuścił bar. Westchnęła cicho zirytowana przerwaniem i sprawdziła czy w kieszeni bluzy ma klucze, a gdy je znalazła spojrzała znów na przyjaciółkę.
-Porozmawiamy u ciebie?  W każdej chwili mogą się zorientować- wyszeptała szatynka skinieniem głowy wskazując stolik przyjaciół.
-Chodźmy- zgodziła się. Wstała ze swojego miejsca nawet nie skończywszy deseru i ruszyła do wyjścia, a brązowowłosa podążała za nią.- Zostaniesz na noc?
-Pewnie tylko musimy wpaść najpierw do mnie- potwierdziła radośnie.
~
    Siedziały w salonie na rozłożonej sofie. Ubrane były w piżamy, a byle jak rzucone koce leżały wokół nich. Na stoliku stał talerz z pizzą, wielka miska popcornu, kilka szklanek, napoje i kilka butelek alkoholu. Na wielkim ekranie leciał film, Koszmar z ulicy Wiązów, którego jednak nie oglądały zajęte rozmową i jedzeniem lodów.
-Powiesz mi już czemu irytacja?- Przechyliła lekko głowę, a rude włosy wyślizgnęły się ze spinki i łagodnymi falami opadły na jej ramiona.
-Elena jest tą najważniejszą, a wszyscy wokół są na jej skinienie, Damon, Stefan, Tyler, Jeremy...- wymieniała niezadowolona.- Nawet burmistrz Lockwood! Wszyscy obchodzą się z nią jak z jajkiem, a przecież nie tylko ona straciła przyjaciół, nie tylko ją spotkało nieszczęście!- wykrzyknęła.
-Nie bulwersuj się tak, co powiesz na drobną odskocznię?- spytała. Patrzyła na nią ze zrozumieniem, ona też zawsze się tak czuła, w końcu przypominali sobie o niej tylko, gdy należało odwrócić uwagę Pierwotnej Hybrydy, a jak na tym wyszła? Zgwałcił ją chłopak, zginęła matka i przyjaciel, została wampirem przez jakąś głupią grę, ojciec wolał umrzeć niż napić się ludzkiej krwi, ugryzł ją wilkołak, niekoniecznie w takiej kolejności, stwierdziła w myślach i mimowolnie się uśmiechnęła, były też inne wspomnienia, te dobre. Doskonale pamiętała zabawy z dziewczynami, gdy miały po siedem lat, Matt'a Donovana, który ciągnął ją za jasne warkocze, wybory miss Mystic Falls, tańce, bale, niebieską sukienkę, piękną bransoletkę, obrazy, rozmowy z Klausem, obietnica wyjazdu z miasta, podróże, pierwsze lody, które jadła z Kolem i który namówił ją do spróbowania rafaello, chociaż nigdy nie była fanką kokosów, zakupy, na które po tej koszmarnej nocy zabrały ją Bonnie i Rebekah, by wyjechać z miasta mogła całkowicie odmieniona... Niekoniecznie w takiej kolejności, zachichotała i potrząsnęła głową wyrywając się z zamyślenia, które Bennett odczekała mimo zaciekawienia.
-Odskocznię? 
-Que- potaknęła.- Kol organizuje bal, który ma na celu powitać mnie w mieście.
-Jeśli tak... Jako przyjaciółce nie wypada mi odmówić- zauważyła i odstawiwszy lody na stolik rzuciła w nią poduszką.
-Hej!- Roześmiała się łapiąc "broń" i odrzucając w jej stronę.
-Jak dzieci.- Usłyszały głośny, rozbawiony głos.
-Kol!- krzyknęła rozbawiona i zaatakowała go swoją poduszką, a on, mimo że niezaskoczony, nie próbował
robić uniku.- Ups- zamruczała cicho i zaczęła się wycofywać w stronę mulatki, gdy poduszka pękła, a pierze wylądowało na głowie chłopaka.
***
Znów wyszło krócej niż planowałam, ale ja umywam ręce, nie łatwo wymyślać , gdy trójka pięciolatków biega po mieszkaniu xd Jak opowiadanie? 
Dziękuję za miłe komentarze ♥

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 1

Rozdział 1

    Odkąd wyjechała z Mystic Falls bardzo się zmieniła, mimo że minęły dopiero trzy lata. Wróciła promienna jak nigdy, dumna i pewna siebie. Wyrosła z żalu, odrzuciła gniew, bądź też nauczyła się ukrywać emocje pod maską chłodnego, lekko drwiącego uśmiechu. Zmienił się także jej wygląd, włosy były ciemnorude, oczy, zielone i podkreślone czarną kreską nie wyrażały nic, a pełne wargi błyszczały szkarłatną szminką, która pasowała do jej czarnych rurek i tuniki o barwie czerwonego wina. Nie chciała tu wracać, nie do miejsca, w którym spotkało ją tyle cierpienia, gwałt, śmierć bliskich... Przygryzła lekko wargę i spojrzała na stojące na szafce nocnej zdjęcie rodzicielki w czarnej, zdobionej ramce. Nawet nie mrugnęła opuszkami palców przesuwając po fotografii, Elizabeth Forbes, szeryf Mystic Falls zginęła na służbie, w zeszłym roku, a ona nie pojawiła się na pogrzebie, nie potrafiła i doskonale wiedziała, że Liz by to zrozumiała. Nie przybyła nawet wtedy, nie przyjechała , gdy Elena została przemieniona w wampira, gdy umarł Matt i zastrzelono Meredith, lecz teraz musiała, nie potrafiła opuścić swojego bohatera, nie, gdy był w potrzebie. Z ciężkim sercem zniknęła w łazience, by niedługo potem zasnąć  na wielkim łóżku, w beżowej koszuli.
    Ciężko podniosła się z łóżka, nie miała zbyt dobrych snów, nie w mieście przyprawiającym ją o łzy. Spojrzała kątem oka na zegarek i syknęła cicho pod nosem, była już spóźniona. W biegu ubrała białą koszulkę, czarną bluzę z kapturem, tego samego koloru spodnie i trampki. Pijąc krew układała włosy,a gdy chwilę później myła zęby malowała oczy. Dokończywszy makijaż narzuciła na głowę kaptur, schowała telefon do kieszeni i wybiegła z domu po drodze zamykając drzwi na klucz. Biegła szybko, zwinnie omijała ludzi zadowolona, że nikt nie widzi jej twarzy, nie taką Caroline Forbes znali.  Zatrzymała się w lesie, gdy usłyszała podniesione głosy. Zmarszczyła brwi zaskoczona.
-Ty wiesz dlaczego uciekła!
-Nie mam pojęcia.- Ten głos znała doskonale, nie mogłaby pomylić z żadnym innym.
-Gadaj!- Tym razem mężczyzna krzyczał, nie podobało jej się to, krzyczeć na przyjaciela mogła tylko i wyłącznie ona.  Zsunęła z głowy kaptur i poprawiając włosy uśmiechnęła się kpiąco.
-Bonjour! (czyt. Bążur, znacz.-Dzień dobry)- zaświergotała radośnie i podeszła do wysokiego chłopaka, którego brązowe włosy potargał wiatr.- Jak się miewasz, przyjacielu?- spytała tym razem ze spokojem,  ciepło i wesoło.
-Twoje włosy- mruknął w odpowiedzi. Z prychnięciem uderzyła go lekko w ramię.
-Bądź człowiekiem.- Roześmiała się. 
-Kim jesteś?- Słysząc pytanie odwróciła się w stronę mówiącego.
-Czyżby mój, pożal się boże, gwałciciel, nie wiedział z kim ma do czynienia?- zagadnęła lodowatym tonem i straciła nim zainteresowanie.
-Co?- Chłopak był wstrząśnięty, lecz nie chciała tego tłumaczyć, nie teraz, nie tu i nie przy tylu ludziach.- Caroline?- dodał.
-Qui (czy. Łi, znacz.- Tak.)- odparła. Wspięła się na palce i leniwie ucałowała policzek przyjaciela.- Zjadłabym lody, Kol- zamruczała błagalnie.
-Caroline!- powtórzył, starał się zwrócić jej uwagę. 
-Nie rozmawiam z obcymi- stwierdziła. Z uśmiechem przytuliła się do ramienia brązowowłosego, który chwyciwszy ich w prasie sprawił, że w niezwykle szybkim tempie znaleźli się przed Mystic Grill.
-Panie przodem- oznajmił i ukłonił się lekko, otworzył przed nią drzwi. Roześmiała się cicho i weszła do środka od razu kierując się w stronę baru, wiedziała,że idzie za nią. Przygryzła lekko wargę widząc kilka dobrze znajomych osób, Klaus, Elena, Bonnie... Westchnęła dumnym krokiem podchodząc do baru, przy którym usiadła wraz z towarzyszem.
-Nie przedstawisz mi koleżanki, bracie?- Po pytaniu pierwotnej hybrydy zachichotała cicho i zamówiła deser lodowy z bakaliami.
-Nie było mnie tylko trzy lata, a ty już zapomniałeś? Widać nie na darmo wątpiłam w twe uczucie- zauważyła z kpiną patrząc na blondyna.- Nie ładnie z twojej strony, Niklausie- dodała pod nosem. Z zadowoleniem zabrała się za swój deser.

***
Wyszło krótko i tako nijako... głupia szkoła, tyle pomysłów,a tak mało czasu! Q,Q 
Zapraszam na drugiego bloga: http://lilianna-tvd.blogspot.com/

wtorek, 16 kwietnia 2013

Prolog

Prolog
     Spokojna noc i rozgwieżdżone niebo. Księżyc w pełni jako jedyny oświetlał mroczne ulice Mystic Falls, lecz z wolna zakrywały go czarne, deszczowe chmury, czarownice, gdyby nie spały, wiedziałyby doskonale, że to zły omen. Łagodną ciszę, która pozwalała odpocząć ludziom po wyczerpującym dniu pełnym pracy, szkoły, polowań na wampiry, planowania śmierci... przerwał ją krzyk, głośny, pełen bólu i rozpaczy. Krzyk należący do młodej wampirzycy, Caroline Forbes. Naga leżała na swoim łóżku, krzyczała, szarpała się i błagała, by prześladowcy odeszli. Tyler Lockwood, wraz z trzema innymi hybrydami, przytrzymywał ją mocno jedną ręką,a drugą drapał i masował jej smukłe, wysportowane ciało. Krzyknęła głośniej, gdy wszedł w nią bez uprzedzenia i jakiegokolwiek przygotowania. Szarpnęła się mocniej jednak zaraz opadła na poduszki, poranione ciało pulsowało boleśnie, tak jak i podbrzusze, lecz największy ból odczuwała w nadgarstkach, kostkach i na szyi, hybrydy uznały, że jest zbyt ruchliwa więc postanowiły związać ją sznurami z werbeną. Rozszlochała się głośno, jedna z lin wylądowała na bladym, zapłakanym policzku tworząc na nim ranę, grubą, wypaloną szramę.
-Tyler!- krzyknęła, w jej głosie pobrzmiewało błaganie. Czarnowłosy chłopak nie reagował, jedynie wbijał się w nią coraz mocniej, a mocne palce zaciskał na jej biodrach.
     Wszystko ustało znienacka. Wszystkie hybrydy jakby przestały oddychać, gdy ich przywódca nieprzytomny zsunął się po ścianie. Zamknęła oczy, nie chciała widzieć już nic, w myślach pełnych bólu, nienawiści oraz żalu błagała o śmierć.
-Rozwiążcie ją.- Głos, drwiący i spokojny brzmiał znajomo, lecz nie mogła powiązać go z twarzą. Westchnęła cicho zadowolona, że parzące liny zniknęły z nadgarstków i  otworzyła zamglone przez łzy oczy.- Wynocha zanim was pozabijam, a tego tam zabierzcie ze sobą.- Brodą wskazał nieprzytomnego Lockwood' a. Podszedł do dziewczyny, nie zwracał na nich największej uwagi. Zadrżała poznając mężczyznę, czyżby spadła z deszczu pod rynnę? Zacisnęła powieki starając się uspokoić oddech, lecz fakt, że przyciągnął ją do siebie delikatnie i otulił cienkim, zakrwawionym kocem w niczym nie pomagał.- Łzy są porażką duszy, Caroline, a za bezwartościowe istnienia nie warto ich wylewać- oznajmił cicho, pocieszająco. Nie obchodziło jej już kim jest, przylgnęła do niego mocno, szukała w nim ratunku i oparcia, wszak był jedynym, który jej pomógł, mimo że z pewnością wiele niezwykłych istot ją usłyszało.- Jesteś silna ,Caroline, pełna blasku i ciepła, pełna miłości.- Z każdym słowem mówił ciszej. Uspokoiwszy się nieco spojrzała na swojego bohatera i wtuliła twarz w jego pierś.
-Dzię...kuję- wyszeptała, głos załamał jej się w połowie słowa jednak z determinacją je powtórzyła, tym razem głośno i wyraźnie.-Dziękuję. 
***
Dziękuję za wszystkie opinie i motywujące mnie komentarze :) Stwierdzam, że będę pisać dwa opowiadania. Na drugim blogu jeszcze dziś pojawi się pierwsza notka, tak to ten dotyczący Kol'a, zapraszam wszystkich : lilanna-tvd.blogspot.com